W końcu zadzwonili do nas embriolodzy z informacją o liczbie zarodków. Możemy mówić o małym sukcesie, bowiem z 15 zapłodnionych komórek, powstało 14 blastocyst określanych jako 5AA, 5AB, 5BB. Co ważne, aż 10 z nich było już w piątej dobie hodowli, a tylko 4 w dobie szóstej.
Jest to wynik jakiego do tej pory nie mieliśmy bowiem z wcześniejszych stymulacji otrzymaliśmy po 8 blastocyst, i do tego większość z doby szóstej.
Co ciekawe profesor zachęcał nas do tej stymulacji mówiąc, że zarodków powinno być mniej, ale, że powinny być lepszej jakości. U nas okazało się, że zarodków nie dość, że było więcej niż zawsze to jeszcze szybciej się rozwijały i aż 10 zostało zamrożonych w piątek dobie.
Na chwilę obecną wydaje się, że efekty stymulacji na progesteronie w cyklu lutealnym są bardzo obiecujące. Jednak przystępując do stymulacji mieliśmy wiele obaw, a wyjaśnienia profesora, że podstawowe doświadczenie zdobyte z tą stymulacją mają na krowach, wcale nie uspokajały nas. Zgodnie z tym co mówił profesor, cykl rozrodu krowy jest bardzo podobny do ludzkiego i krowy doskonale znoszą 40 stymulacji w ciągu jednego roku.
Dodatkowo, początki stymulacji były bardzo trudne dla nas i wydawało się nam, że jej efekt będzie fatalny. Na szczęście, rezultat pozytywnie nas zaskoczył.
Niestety, nie możemy się zbytnio cieszyć z uzyskanego wyniku, bowiem mimo, że z dwóch stymulacji w jednym cyklu otrzymaliśmy 22 ładne blastocysty, to jednak ciągle są przed nami testy PGD + PGS. Patrząc na statystykę naszej choroby, czyli 25% szans na otrzymanie zdrowego zarodka, spośród 22 blastocyst mamy szansę na jedynie 5 zdrowych zarodków. A do tego jeszcze czeka nas badanie PGS, które może ten wynik jeszcze pogorszyć...
Najgorsze w tym wszystkim jest, że wyniki mamy szansę uzyskać dopiero za 12 tygodni czyli gdzieś w październiku, bo personel kliniki Invicta zapomniał nam w maju powiedzieć, że dodanie diagnostyki PGS do naszej diagnostyki PGD skutkuje koniecznością przygotowania nowej metody. Co za tym idzie metodę zaczęto przygotowywać dopiero w połowie lipca... Gdyby personel kliniki Invicta bardziej dbał o pacjenta, to przygotowanie naszej metody rozpoczęłoby się w maju a co za tym idzie metoda byłaby już gotowa.
Zirytowany tą sytuacją złożyłem reklamację do Pani kierownik kliniki Invicta z prośbą o stosowną rekompensatę finansową. Zobaczymy co z moją reklamacją zrobi Invicta...
Trzymam kciuki. Mam pytanie o koszty.Czy ta stymulacja w fazie lutealnej jest traktowana jako kontynuacja? Czy liczą extra?
OdpowiedzUsuńHej! Niestety trzeba ponownie opłacić pakiet w klinice. W naszym przypadku było to Optimum. Zatem jeśli chodzi o "portfel" to słabo to wygląda niestety... Miejmy nadzieję, że efekty będą tego warte...
UsuńDziękuję za informację. Efekty muszą być!!!
OdpowiedzUsuńNa to liczymy! W razie innych pytań jestem do dyspozycji
UsuńCześć,
OdpowiedzUsuńCzy procedury które nie zostały wykonane w poprzednim pakiecie przechodzą na kolejny, tzn mieliście kolejna stymulacja zamiast transferu. Czy to jest jakoś odliczane?
Przez jaki czas, tzn ilośc dni podawany był menopur?
Pozdrawiamy z kciukami
Hej, za niewykorzystane procedury dostawaliśmy przeważnie zwroty pieniędzy. Zwroty te jednak nie powalały, bo były na poziomie 200 zł. W sumie ten zwrot za każdym razem był taki, bo nigdy po stymulacji nie mieliśmy transferu ze względu na PGD.
UsuńW stymulacji na cyklu lutealnym menopur był podawany chyba przez około 10 dni a potem kolejny pickup.
Metoda warta do rozważenia gdy chcemy uzyskać wiele zarodków w możliwie krótkim czasie.
Pozdrawiam