poniedziałek, 13 lutego 2017

Refleksje na temat tzw. "klauzuli sumienia"

Ostatnio natknąłem się na felieton zagorzałego konserwatysty Tomasza Terlikowskiego na stronie gazety Rzeczpospolitej. Z publikacji wynika, że to nie konserwatystyczni katolicy ale liberałowie próbują narzucić innym swój sposób myślenia.. Cóż pozwolę sobie nie zgodzić się z tym sposobem myślenia. Z mojego punktu widzenia kluczowe jest odróżnienie wolności sumienia i religii od narzucania swojego sposobu myślenia innym ludziom. Moim zdaniem wiele problemów wynika właśnie z błędnego patrzenia na wolność sumienia i religii...

Popatrzmy na tą kwestię analizując felieton Pana Terlikowskiego. Na początku artykułu czytamy:

"Tak się jednak składa, że to nie my próbujemy narzucić wszystkim jeden model myślenia, zakazując każdego innego, nie my (jeśli w ogóle można mówić w przypadku środowiska tak różnorodnego, jak polscy, nawet konserwatywni katolicy, o jakimś zbiorowym „my") zamierzamy wyrzucać z pracy wszystkich, którzy myślą inaczej niż dominująca „ortodoksja". Zastępują nas w tym laicyzatorzy spod znaku feminizmu i liberalizmu..."


Moim zdaniem błędy pojawiają się już w pierwszych zdaniach felietonu. Chodzi o to, że wolność sumienia i religii nie wiąże się a przynajmniej nie powinna się wiązać z narzucaniem czegoś innym osobom. Wolność dotyczy tu tylko i wyłącznie jednostki. Jakiekolwiek oddziaływanie na innych ludzi nie mieści się już w ramach mojego prawa do wolności sumienia i wyznania! Przeciwnicy stosowania klauzuli sumienia przez lekarzy nie chcą przecież aby ci lekarze sami przyjmowali antykoncepcję hormonalną, a jedynie protestują przeciwko temu jak ci lekarze oddziaływują na nich utrudniając im dostęp do tego środka... Proszę sobie wyobrazić, że przychodzimy w piątek do restauracji i chcemy zamówić steka, a kelnerka oświadcza, że nie poda nam steka bo w piątek nie wolno jeść mięsa... Przecież zamawiając steka nie chcemy wcale aby ta kelnerka go z nami zjadła, ale żeby nam go podała skoro jest w karcie. To co jemy każdego dnia to tylko i wyłącznie nasza sprawa... Podobnie z antykoncepcją. Dany lekarz może jej nie przyjmować - nikt go do tego nie będzie zmuszał, bowiem jest wolny. Ale on też nie może zmuszać innych do tego aby tego typu antykoncepcji nie przyjmowali..
W felietonie czytamy dalej:

"Kilka dni temu na jednym z portali wybuchła afera związana z jednym z warszawskich centrów medycznych, które rzekomo miało mieć średniowieczny charakter. Dlaczego? Bo czterech na pięćdziesięciu tamtejszych ginekologów poinformowało na swoich „zakładkach" pacjentki, że od nich antykoncepcji hormonalnej nie dostaną, bo nie pozwala im na to sumienie i wiedza medyczna"

Należy zaznaczyć, że centrum medyczne o którym mowa nie jest katolickim centrum medycznym, a zatem powinno obsługiwać człowieka każdego wyznania. Ponadto absurdem jest, żeby wybierając wizytę u lekarza na początku zapoznawać się z jego poglądami. Z punktu widzenia pacjenta, kluczowy jest termin wizyty... Dodatkowo można odwrócić "kota ogonem" i postawić sprawę tak, że skoro tych kilku lekarzy nie chce przepisywać antykoncepcji, to może powinniśmy pytać pacjetnów o wyznanie przed zapisaniem się na wizytę i pacjetnów, którzy uznają się za katolików zapisywać tylko do lekarzy stosujących klauzulę sumienia.. Przypuszczam, że okazałoby się że w Polsce katolików, którzy chodzą do lekarza jest kilka procent...  Ponadto nie rozumiem w jaki sposób sumienie lekarza może mu nie pozwalać na to aby przepisać pacjentce antykoncepcję hormonalną. Przecież lekarz nie musi sam połknąć tabletki razem z każdą pacjentką. To już nie ma nic wspólnego z wolnością sumienia, bowiem lekarz próbuje oddziaływać na pacjentkę, która też ma wolność sumienia! Nie da się przecież stawierdzić kto ma prawo do większej wolności sumeinia - lekarz czy pacjetnka?! Musimy w końcu zrozumieć, że gwarancja wolności sumienia i wyznania dotyczy tylko i wyłącznie nas samych. Wpływanie na zachowania innych ludzi nie ma już nic wspólnego z naszą wolnością, a na pewno jest próbą ograniczenia wolności innych.. Zobaczmy na przykład chirurga, który przy okazji jest Świadkiem Jehowy. Jak wiemy Świadkowie Jehowy nie uznają przetaczania krwi.. Czy zatem Świadek Jehowy działając zgodnie z własnym sumieniem może nie przetoczyć krwi pacjentowi który tego wymaga? Chyba wszyscy odpowiemy, że musi przetoczyć mu krew.. Czy zatem jego prawo do wolności wyznania i sumienia jest mniejsze niż lekarza, który nie chce przepisać tabletek antykoncepcyjnych ?!
W dalszej części felietonu Pan Terlikowski prezentuje typowe polskie myślenie, że wypisanie recepty to jest nic..
".... poza tą czwórką jest kilkudziesięciu innych, którzy tego typu środki przepisują i inkasują za to grubą kasę (bo nie ma co ukrywać, że choć wizyta kosztuje tyle samo co na przykład przy ciąży, to wypisanie recepty nie wymaga tyle czasu i wysiłku, co jej prowadzenie). "

Jest to wyraz bardzo powszechnego myślenia w naszym społeczeńśtwie, że wypisanie recepty powinno najlepiej być damowe.. Nikt nie patrzy tylko, że aby taką receptę wipisać lekarz musiał studiować 6 lat a potem jeszcze odbyć staż medyczny. Tu nie chodzi o czas ani wysiłek ale o uprawnienia. 
Na koniec felietony Pana Terlikowskiego możemy przeczytać:

"I tak się składa, że to nie katolicy (nawet ci straszliwi spod znaku katotalibanu) organizują takie akcje. To nie „paskudni" wyznawcy religii wymuszają coś na biednych laickich czy niewierzących lekarzach"

Osobiście myślę, że wszystko zależy od sytuacji. Wyobraźmy sobie, że nagle jeden z rządów chciałby zliberalizować ustawę antyaborcyjną tak aby nie było  żadnych ograniczeń w dokonaniu aborcji. Oczywiście nie byłoby w ustawie przymusu mówiącego, że aborcję dokonać musi każdy, ale po prostu byłaby dowolność w jej dokonywaniu. Kto wtedy by protestował??!!


Na koniec taka refleksja.. Wszystkie dyskusje o klauzuli sumienia dotyczą środków antykoncepcyjnych czy aborcji.. A czy na przykład przepisanie wiagry zawsze musi być zgodne z sumieniem lekarza?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz