czwartek, 1 czerwca 2017

In vitro - finansowanie?

Z uwagi na drugie podejście do in vitro z PGD, postanowiłem zastanowić się nad możliwymi opcjami finansowania innymi niż 'z własnej kieszeni'... Okazuje się, że sprawa jest bardzo trudna. Po pierwsze zabiegów nie finansuje NFZ. Jest to przykre, szczególnie jak patrzę na kwoty które co miesiąc z mojej etatowej pensji odpadają w postaci składki zdrowotnej. Jak widać, płacone przeze mnie składki zdrowotne na pewno nie służą mojemu zdrowiu..  



Popularne ostatnio finansowanie społecznościowe (ang. crowdfunding) sprawdza się doskonale u chorych czy osób po wypadkach. Osoby które zdecydowały się zbierać w ten sposób na in vitro spotkała w internecie fala tzw. hejtu. A przecież problemy z płodności, to również choroba... Wniosek z tego płynie smutny, że nawet w życiu trzeba "dobrze wybrać' ( jak to beznadziejnie brzmi ;( ) swoją chorobę. Choroba właściwie wybrana powinna być uleczalna, finansowana ze środków publicznych , wzbudzająca empatię u innych. In vitro z PGD nie spełnia żadnego z tych kryteriów... A z ust innych możemy usłyszeć że ' a czemu nie adoptujecie?'.. Szkoda, że zamiast dawać złote rady sami nie adoptują bowiem adopcja wcale taka prosta nie jest a tym bardziej nie powinna być traktowana jak swego rodzaju lekarstwo na problemy z posiadaniem własnego potomstwa....

Nie ma również fundacji które pomagają w zbiórce na in vitro...
Co zatem pozostaje? Tylko chyba wygranie w lotto, ale to raczej nie przytrafia się osobom w potrzebie..

Z braku opcji, zdecydowałem się złożyć podanie do Zakładowego Funduszu Świadczeń Socjalnych. Nie zraziła mnie nawet historia jedną jaka znalazłem w internecie, osoby która po takim wniosku zwolnili z roboty...
Jak postanowiłem, tak zrobiłem. Wypełniłem wniosek i zaniosłem go do osoby odpowiedzialnej za ZFŚS. Celowo w uzasadnieniu nie używałem słów "in vitro", zastępując je innymi

Osoba ta wnikliwie przeczytała moje uzasadnienie. Nie okazała żadnej reakcji czytając o śmierci moich dwóch córeczek a po chwili zastanowienia wypaliła - 'to wy podchodzicie in vitro?'.  Stwierdziłem, że nie chodzi o zwykle in vitro, ale ze takie z diagnostyka genetyczną umożliwiającą wykrycie zdrowych zarodków, bowiem cierpimy na taką a nie inną chorobę.. w odpowiedzi uznała że kiedyś jeden z pracowników złożył podanie o dofinansowanie in vitro, ale decyzja była taka, że in vitro nie może być finansowane z ZFŚS bo przecież można adoptować dziecko. No jakie to oczywiste... Wyjaśniłem zatem, że nasza przypadłość powinna być traktowana jak każda inna choroba a nie przez pryzmat światopoglądowy a z adopcją to nie jest tak różowo bowiem w ośrodkach adopcyjnych patrzyli na nas bardzo sceptycznie twierdząc, że to rodziny powinny być lekarstwem dla dzieci a nie odwrotnie.
Pani stwierdziła, że wie przez co przechodzimy bo jej koleżanka ma syna z in vitro a inna jej koleżanka straciła niedawno matkę. Pomyślałem, że to faktycznie świadczy o tym, że musi wiedzieć przez co przechodzimy.... Wyjaśniłem, że u nas nie chodzi o in vitro samo w sobie tylko o diagnostykę preimplantacyjną, która sprawi, że dziecko po urodzeniu nie będzie wymagało przeszczepu serca. Usłyszałem, że wniosek oczywiście mogę złożyć, ale ze nie wie co powie komisja w przypadku in vitro. Poprosiłem ponownie aby traktowali je jak inną chorobę. W odpowiedzi na to Pani stwierdziła, że ZFŚS ma finansować osoby w trudnej sytuacji takiej jak rak gdy ktoś wymaga chemioterapii.. Pomyślałem, że moja sytuacja jest wręcz godna pozazdroszczenia i odpowiedziałem, że każda choroba jest inna i z czym innym się wiąże.. Usłyszałem jeszcze, że dla mnie to byłaby lepsza nieoprocentowana pożyczka od firmy, ale że u nas tego nie ma.. Zastanowiło mnie tylko dlaczego dla osoby, którą dopadł nowotwór lepsza jest bezzwrotna zapomoga, a dla mnie z choroba genetyczna lepsza jest pożyczka? Pani niestety tego nie wyjaśniła...  Jak ktoś wie to chętnie się dowiem...

Na tym zakończyłem składanie mojego wniosku. Raczej w pozytywne rozpatrzenie nie wierzę, a co za tym idzie przypuszczalnie pozostaniemy sami z problem pokrycia kolejnych kosztów związanych z leczeniem naszej choroby... Ale tak to już chyba jest, że nieszczęścia chodzą stadami....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz