poniedziałek, 16 lipca 2018

Kilka słów o "guru" przeciwników in vitro...

Od pewnego czasu odnoszę wrażenie, że przeciwnicy metody in vitro mają swojego "guru" w postaci profesora Stanisława Cebrata i jako argument w dyskusji chętnie przywołują jego wywiad z gazety wrocławskiej. Nie mówią jednak przy tym, ze profesor ten kształcił się w naukach przyrodniczych a nie w medycynie. Ciekawe czy osoby traktujące profesora Cebrata jako autorytet w dziedzinie in vitro zgłosiłyby się do niego ze swoimi zdrowotnymi o charakterze genetycznym... Domyślam się, że raczej skierowałyby się do lekarza, specjalisty w genetyce klinicznej...
Pomijając powyższe, postanowiłem odnieść się do poglądów i tez zawartych w przywołanym na wstępie artykule.

In vitro to wielki biznes, a nie nauka

Od powyższego stwierdzenia zaczyna się wspomniany na wstępie wywiad. Jestem w stanie zgodzić się z pierwszą częścią zdania, że in vitro to biznes, jednak stwierdzenie takie rozszerzyć można na całą medycynę a w szczególności stomatologię, medycynę estetyczną itp itd. Generalnie medycyna to taka specyficzna sfera w której jedni zarabiają i to czasem całkiem nieźle na pomocy innym. Tak po prostu jest i tyle.
Nie mogę jednak zgodzić się z absurdalnym stwierdzeniem, że in vitro nie ma nic wspólnego z nauką. Przecież gdyby nie postęp medycyny, genetyki, embriologii to in vitro nie byłoby w ogóle możliwe.

"jakie wady genetyczne mogą mieć dzieci, które przyjdą na świat dzięki in vitro"

Już na początku tekstu profesor sugeruje, że in vitro powoduje wady genetyczne u dzieci czym kompletnie rozmija się z prawdą. Oczywiście wady genetyczne mogą się zdarzyć u dziecka poczętego czy to metodą in vitro czy naturalnie w dowolnej pozycji seksualnej. Nie ma jednak żadnych dowodów łączących jednoznacznie poczęcie metodą in vitro z chorobami u dzieci.  Profesor zresztą nie przywołuje żadnych badań a tylko samodzielnie stawia tą tezę. Łatwo jednak znaleźć badania, które jej przeczą jak na przykład:

Aby możliwe było rzetelne porównanie zdrowia dzieci urodzonych dzięki in vitro ze zdrowiem tych urodzonych naturalnie należałoby mieć ogromną grupę badawczą złożoną ze zdrowych par w podobnym wieku z których część poczęłaby dzieci metodą in vitro a druga część naturalnie. Inaczej nie można jednoznacznie stwierdzić czy ewentualne problemy zdrowotne dziecka poczętego dzięki in vitro wynikają z samej metody jako takiej czy może wieku matki lub/i wcześniejszej długiej terapii hormonalnej w ramach leczenia niepłodności... 

"mówi się, że in vitro to metoda leczenia niepłodności... To wielki absurd."

Moim zdaniem zachodzi tu pomieszanie pojęć leczenia i wyzdrowienia co zresztą potwierdza do dalsza część wypowiedzi profesora. Leczenie oczywiście powinno prowadzić do wyzdrowienia ale gdy nie jest to możliwe powinno chociaż poprawić jakość życia. Nie da się przecież zaprzeczyć, że zajście w ciążę dzięki in vitro poprawiło jakość życia niepłodnej pary.

" jeśli w ten sposób uzyska się plemniki (przyp. przez biopsję jąder od mężczyzny z mukowiscydozą) to każdy z nich niesie defekt z genem odpowiedzialnym za mukowiscydozę. Jeżeli matka jest nosicielką, to mamy 50 procent prawdopodobieństwa, że dziecko będzie mieć mukowiscydozę."

Oczywiście jest to prawda. Profesor jednak nie wspomina o tym, iż mężczyzna chory na mukowiscydozę jest świadomy swojej choroby, a zatem może skorzystać z preimplantacyjnej diagnostyki genetycznej PGD celem uniknięcia przekazania choroby potomstwu. Nie ma zatem żadnych powodów aby mężczyzna chory na mukowiscydozę doczekał się zdrowego dziecka z partnerką która nawet jest nosicielką mukowiscydozy. Wystarczy, że skorzysta z in vitro z metodą PGD.


"Jeśli się mówi o takiej metodzie, gdzie mamy parę bezpłodną, pierwsze pytanie, jakie należy zadać, brzmi: "Dlaczego oni są bezpłodni?" To znaczy, że jest naturalna bariera, która nie dopuszcza do zapłodnienia..."

Rozumowanie tego typu może zanegować całą medycynę. Dlaczego Pan ma raka? To znaczy, że jest naturalny powód, że Pan ma raka... Nie ma sensu nic z tym robić, bo tak przecież natura chciała...
Czyż nie jest to absurdalne myślenie?! Po to mamy medycynę, aby korzystać z jej dorobku i pomagać ludziom tam gdzie natura nie zdała egzaminu. Natura nie jest przecież nieomylna... Poza tym profesor myli bezpłodność, która jest stanem nieodwracalnym jak na przykład brak jąder, z niepłodnością, która jest chorobą.

"Natura hamuje rozwój gamet, czyli komórek jajowych i plemników, w takich przypadkach, gdy doszło do przestawienia fragmentu genomu z jednego miejsca w inne. Nazywa się to translokacją.."

Tutaj profesor Cebrat sugeruje jakby każdy przypadek niepłodności wiązał się z translokacją... Gdyby tak w istocie było to bardzo łatwo można byłoby radzić sobie z niepłodnością przez zastosowanie diagnostyki preimplantacyjnej na każdym z powstałych zarodków. Przyczyny niepłodności są jednak różne a co za tym idzie postawiona powyżej teza jest bezzasadna.

"Natura zwykle nie tworzy organizmów, których prawdopodobieństwo dożycia wieku rozrodczego jest bardzo małe"

Kolejna śmiała teza, która nie ma żadnych naukowych podstaw. Wystarczy zobaczyć liczbę zbiórek na portalu siepomaga.pl. Czy wszystkie dzieci które potrzebują pomocy zostały poczęte w metodzie in vitro?! Absurd jakich mało.... Natura niestety tworzy bez żadnych skrupułów ludzi którzy nie dożywają wieku rozrodczego. Sam o tym przekonałem się dwukrotnie...

"Przede wszystkim za sprawą in vitro 27 razy częściej niż normalnie rodzą się bliźnięta! A one są obciążone częściej wadami rozwojowymi"


To fakt, jednak profesor pomija kompletnie powód tego że rodzą się bliźnięta. To że rodzą się bliźnięta wynika z podania 2 lub większej liczby zarodków. Czy można temu zapobiegać? Oczywiście i to banalnie prosto - wystarczy podawać 1 zarodek przy transferze...


"Znakomitym przykładem jest siatkówczak (nowotwór dna oka). (...) Ten defekt zdarza się po in vitro częściej niż po poczęciu naturalnym"

Teza ta jest często podnoszona przez przeciwników in vitro. Nie jest ona jednak wcale oczywista i jednoznacznie dowiedziona naukowo. Na przykład w pracy In vitro fertilization and childhood retinoblastoma autorzy nie znaleźli żadnego przypadku siatkówczaka na 176 dzieci. Oczywiście być może zdarzyły się obserwacje większej liczby przypadków siatkówczaka u osób poczętych in vitro ale nie znaczy to wcale, że powodem musi być metoda a nie na przykład problemy zdrowotne rodziców, ich wiek czy przyjmowane leki. 
Dziwi mnie, że osoba legitymująca się tytułem profesora, podaje jako rzecz oczywistą, tezę, która nie została jednoznacznie udowodniona..... Ewidentnie celem takiego działania musi być chęć przedstawienia in vitro w negatywnym świetle

"W USA, chyba w stanie Minnesota, próbowano do książeczki zdrowia dziecka wprowadzić zapis o tym, jaka metodą zostało poczęte"
Osobiście uważam że tego typu zapiski mogą być tylko i wyłącznie stygmatyzujące. Tak jak nie jest wpisywane w książeczce, że dziecko zostało poczęte na przykład po pijaku, na pralce czy w windzie, tak nie powinno być wpisywane, że zostało poczęte dzięki in vitro. Z drugiej strony, uważam , że rodzice powinni o tym mówić o korzystaniu z in vitro, bo to powód do domu a nie do wstydu...

Jeżeli ktoś spróbuje wpisać taką informację do książeczki mojego syna, to będzie musiał wypisać nową książeczkę..

"W jednym ze szpitali australijskich wyliczono również, jakie są koszty przyjęcia kobiety do porodu. One nawet dla pojedynczego dziecka są trzy razy wyższe po in vitro niż po normalnym poczęciu."

Nie rozumiem podawania konkretnej tezy bez jej źródła. Próbowałem znaleźć taką informację w internecie ale bez rezultatu. Szczerze to nie widzę związku z wyższym kosztem porodu a poczęciem w in vitro. Być może chodzi o to, że kobiety które korzystają z in vitro, częściej decydują się na cesarskie cięcie, które podwyższa koszty.  Czy jednak to taki problem?

"Przecież gdyby nie było opieki medycznej na takim poziomie, takiej trudnej ciąży też by nie było. Żeby takie dziecko mogło się urodzić, należy się liczyć z dodatkowymi kosztami"

To kolejny argument z cyklu, gdyby nie leczyć raka, to koszty opieki zdrowotnej byłyby mniejsze... Po to medycyna się rozwija aby pomagać jak największej liczbie osób. To dzięki rozwojowi medycyny, średnia życia ludzi się wydłuża. Oczywiście, ingerencje medyczne są obarczone kosztem, ale na tym to polega. Myślę, że profesor Cebrat powinien zastosować swoje "naturalne" koncepcje i zaprzestać korzystania z opieki zdrowotnej. Czemu? Bo dzięki temu koszty ponoszone przez system będą mniejsze!

"Co znaczy "preimplantacyjnych"? To znaczy jeszcze przed wprowadzeniem zarodka do macicy. Na przykład gdybyśmy chcieli sprawdzić, czy z zarodka urodzi się blondynka, czy brunetka i od tego uzależniali decyzję o jego wprowadzeniu do macicy."

Takie stwierdzenie uważam zwyczajnie za kłamstwo! Jak można sprowadzić diagnostykę preimplantacyjną do wyboru koloru włosów u dziecka?! Oczywiście, jestem sobie w stanie wyobrazić ludzi, którzy chcieliby dokonać takiego wyboru, ale po to tworzy się prawo, aby takie wybory możliwe nie były. Podstawowym celem preimplantacyjnej diagmostyki genetycznej PGD jest uniknięcie przekazania potomstwu ciężkiej choroby genetycznej i o tym trzeba mówić na każdym kroku, a nie sprowadzać jej do wyboru koloru włosów!

"Jeżeli matka jest nosicielką genu odpowiedzialnego za hemofilię, a urodzi się syn, to jest 50 procent prawdopodobieństwa, że będzie hemofilikiem. Dlatego sprawdza się płeć - jeśli syn, czeka go aborcja, choć jest 50 procent szans, że będzie zdrowy. Rodzą się więc tylko córki, bo one mogą być jedynie nosicielkami genu, ale nie chorują. "

Kolejne kłamstwo. Istotą badań preimplantacyjnych jest to, że wykonywane są przed implantacją a co za tym idzie przed rozwinięciem się ciąży. Zatem nie może być mowy o aborcji a jedynie wyborze zdrowego zarodka do transferu. Poza tym, przy wyborze wcale nie trzeba kierować się płcią, a można konkretną mutacją genetyczną. W związku z tym bez większych problemów mogą rodzić się dzieci dowolnej płci nieobciążone chorobą. Wszystko zależy od tego jakie zarodki uda się uzyskać.

"Z punktu widzenia biologicznego in vitro powinno być zabronione."

Przykre jest jak ktoś zgłasza tak absurdalne postulaty. W ten sposób można powiedzieć że cała medycyna musi być zabroniona bo jest ingerencją w naturę.... Do tego profesor Cebrat jak zwykle nie uzasadnia swoich kategorycznych osądów...

Wydaje mi się, że jedynym celem takiego wywiadu jest zniechęcić ludzi do in vitro. Wiele osób bowiem przyjmie za pewnik tezy głoszone przez profesora od nauk przyrodniczych, bo w końcu to przecież profesor... Myślę jednak, że warto na tezy głoszone przez profesora Cebrata spojrzeć krytycznym okiem, szczególnie biorąc pod uwagę fakt iż nie jest od lekarzem a tym bardziej nie ma specjalizacji z genetyki klinicznej....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz