czwartek, 5 lipca 2018

Bład przy in vitro w Policach - trudna sprawa

Od pewnego czasu głośno jest o procedurze in vitro w Policach w wyniku której kobieta urodziła nie swoje dziecko. Jakby tego było mało to dziewczyna cierpi dodatkowo na poważną chorobę genetyczną, którą jest rzadki zespół Schinzela-Giediona. Obecnie rodzice w pozwie cywilnym domagają się od kliniki 3 mln zł odszkodowania. Wcześniej jednak ani sąd lekarski ani prokuratura nie dopatrzyły się winy....



Sprawa jest niewątpliwie bardzo przykra bo nie dość, że doszło do pomyłki to jeszcze dziecko urodziło się ciężko chore. Długo myślałem nad tym problemem i chciałbym podzielić się moim przemyśleniami. Moje podstawowe wątpliwości budzi to za co konkretnie powinna odpowiedzieć klinika, bo to że odpowiedzialność powinna ponieść jest moim zdaniem bezdyskusyjne.

Zgodnie z informacjami znalezionymi w internecie sprawa wyglądała mniej więcej tak. Małżeństwo zgłosiło się do kliniki w Policach celem przeprowadzenia procedury in vitro w ramach rządowego programu. Celem procedury było zapłodnienie komórki jajowej pobranej od żony przez nasienie męża i transferowanie tak uzyskanego zarodka do macicy kobiety. Czyli miało to być in vitro w najprostszej postaci.

Myślę, że każdy podchodzący do in vitro zdaje sobie sprawę, że jest tu wiele miejsc na błąd człowieka a co za tym idzie procedury muszą być przygotowanie z niezwykłą staranności. Co się może zdarzyć złego? Może dojść do zamiany nasienia, jajeczek, zarodka i pewnie jeszcze wielu innych zdarzeń niepożądanych.. Obowiązkiem kliniki jest przeprowadzanie zapłodnienia in vitro w taki sposób aby po drodze żaden błąd się nie wydarzył.

Niestety w omawianej sytuacji coś poszło nie tak i nasienie męża zostało użyte do zapłodnienia komórki jajowej innej kobiety. Tak powstały zarodek został transferowany do macicy żony. Jakby tego było mało, pech sprawił że dziecko urodziło się bardzo poważnie chore a wszystko wyszło na jaw z uwagi na różnicę w grupie krwi dziecka i rodziców...

Z mojego punktu widzenia popełnienie błędu nie podlega żadnej dyskusji.. Błąd polegał na wykonaniu przez klinikę innej usługi niż ta która była zakupiona przez parę. Omawiana para starała się o dziecko w metodzie in vitro z wykorzystaniem własnych gamet a efekt jaki uzyskała jest identyczny z dawstwem komórek jajowych. Błąd mógł popełnić embriolog wykorzystując niewłaściwe komórki jajowe do zapłodnienia. Błąd mógł popełnić lekarz wykonujący punkcję jajników i nie opisując poprawnie pobranego materiału. Obawiam się jednak, że to kto popełnił błąd może być niemożliwe do ustalenia. Faktem jest, że błąd zaistniał a zatem odpowiedzialność za niego musi ponieść klinika, w której miał on miejsce.

Moim zdaniem nie można powiązać wad dziecka z błędem polegającym na wykorzystaniu niewłaściwych komórek jajowych w procedurze in vitro. Jak można przeczytać w internecie, zespół Schinzela-Giediona wynika z mutacji de novo w genie SETBP1 na chromosomie 18q12. Innymi słowy po prostu pech sprawił, że ta mutacja się pojawiła a wykorzystanie niewłaściwego jajeczka nie miało tu żadnego znaczenia. Równie dobrze mogło zostać wykorzystane w procedurze in vitro właściwe jajeczko a ta lub inna mutacja de novo mogła się pojawić....Taka jest bowiem natura mutacji de novo, że po prostu się pojawiają a nikt nie wie dlaczego..

Zatem nie można jednoznacznie powiedzieć, że gdyby zapłodnione zostało właściwe jajeczko to dziecko urodziłoby się zdrowe, bo niestety sam fakt dobrego zdrowia rodziców nie musi przełożyć się na zdrowie dzieciątka.. Nasuwa się pytanie czy małżeństwo pozywałoby klinikę gdyby dziecko było ich biologicznie a mimo to cierpiałoby na wspomnianą chorobę genetyczną? Lub czy pozywaliby klinikę gdyby dziecko było zdrowe mimo, że bez biologicznego pokrewieństwa z matką? Czy domagaliby się wtedy również 3 milionów odszkodowania?

Do całej tej sprawy dochodzi jeszcze kwestia badań prenatalnych... Nigdzie w internecie nie znalazłem informacji czy kobieta wykonywała w ciąży badanie USG. Szczerze nie jestem w stanie uwierzyć, że badania nie były przeprowadzane w ciąży powstałej dzięki metodzie in vitro. Jeżeli badania były przeprowadzane to wątpię aby lekarz mógł nie zauważyć tak poważnych wad genetycznych. Czy przypadkiem nie było tak, że małżeństwo już w ciąży wiedziało o chorobie dziecka a sytuacja została nagłośniona dopiero po tym jak wykryto różnicę w grupie krwi? Oczywiście mogło być tak, że USG nie było w ciąży przeprowadzane, ale wydaje mi się to nieprawdopodobne z uwagi na ciążę z in vitro....

Naprawdę nie wiem jak w takiej sprawie powinien wyglądać pozew wytoczony klinice. Obawiam się jednak, że kwota odszkodowania jest za wysoka gdyż wydaje mi się że nie ma szans na obarczenie kliniki winą za chorobę dziecka. Kliniki przecież nie gwarantują, że dziecko będzie zdrowe i właśnie po to wykonywane są badania USG w ciąży gdyż wszystko może się zdarzyć. Sprawę zmieniałoby trochę przeprowadzenie na etapie zarodkowym preimplantacyjnej diagnostyki genetycznej o ile w ogóle wady te mogłoby być przez nią wykryte.

Moim zdaniem klinika in vitro w Policach powinna odpowiedzieć za wykonanie innej niż zakontraktowana uslugi i tyle. Wydaje mi się, że nie istnieje bowiem żaden związek przyczynowo skutkowy między zapłodnieniem złej komórki jajowej a chorobą dziecka z uwagi na naturę mutacji de novo. Jeżeli w ciąży były wykonywane USG i lekarz nie zauważył problemów zdrowotnych u płodu to powinien ponieść za to odpowiedzialność konkretny lekarz a nie klinika in vitro.  

Innymi słowy wydaje mi się, że odszkodowanie wypłacone przez klinikę in vitro w przypadku pomylenia gamet czy zarodków powinno  być jednakowe i niezależne od tego czy dziecko urodzi się zdrowe czy chore o ile nie ma jednoznacznych dowodów wiążących pomyłkę z chorobą. 

Mam nadzieję, że omawiane małżeństwo uzyska przed sądem korzystne rozstrzygnięcie dla wniesionego pozwu.  

Mam również nadzieję, że pomyłki tego rodzaju nie będą się zdarzać w trakcie procedur in vitro a jeżeli już się zdarzą to kliniki będą za nie brały pełną odpowiedzialność.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz