Ostatnio natknąłem się na ciekawe określenie stanu kobiety po transferze zarodka w trakcie leczenia in vitro - PUPO czyli pregnant until proven otherwise. Zatem moja Żona po raz czwarty już w tym roku wkroczyła w stan PUPO - czyli świeżo po transferze zarodka, który nie wiadomo czy będzie chciał z nami pozostać na dłużej
Zarodek transferowany w czwartym podejściu |
Czekając na transfer natknęliśmy się na ciekawy artykuł: Vitrified-warmed blastocyst transfer on the 5th or 7th day of progesterone supplementation in an artificial cycle: a randomised controlled trial
Przyznam, że zmniejszył on nasze obawy co do tego, że transfer zamrożonego zarodka odbywa się szóstego a nie piątego dnia podawania progesteronu. Jak widać z powyższego artykułu, odsetek ciąż przy podawaniu zarodka piątek czy siódmego dnia jest zbliżony a zatem dzień szósty nie powinien tu odbiegać na niekorzyść:)
Sam transfer odbył się z opóźnieniem około 20 minut, ale to raczej nie powinno mieć wpływu na sukces. Na pytanie mojej Żony "Czy zarodek żyje?" Pani embriolog zaczęła się śmiać i powiedziała "Tak żyje". Nie chciała jednak powiedzieć po czym można poznać to, że zarodek żyje...
Jak w poprzednich transferach skorzystaliśmy z nacięcia otoczki (AH), embryoGlue oraz wlewu z atosibanu. Ponadto zgodnie z zaleceniem lekarza zdecydowaliśmy się opłacić tzw "nadzór nad implantacją zarodka", który do tej pory postrzegaliśmy jako sposób na wyrwanie dodatkowej kasy od klientów... No zobaczymy czy coś wniesie w implantację naszej blastocsysty. W każdym razie teraz wiemy, że w dzień transferu progesteron jest na dobrym poziomie - 19.21 ng/ml. Poziom progesteronu zbadaliśmy z własnej woli, aby nie popełnić błędu z poprzedniego transferu
Na szczęście pogoda na transfer dopisała, a co za tym idzie w oczekiwaniu na podanie zarodka mogliśmy wybrać się na plażę:)
Zmrożony śnieg na gdańskiej plaży |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz