11 dnia cyklu udaliśmy się ponownie do naszej kliniki Invicta, aby po raz trzeci rozpocząć przygotowania do podania mrozaczków. Tym razem zdecydowaliśmy się spróbować transferu zarodka na cyklu naturalnym. Decyzja ta wynikała z tego, że ostatnie przygotowanie do podania mrozaczków na cyklu sztucznym zakończyło się anulowaniem transferu i jednocześnie pochłonęło dużo pieniędzy na scratching i wlew z osocza. Dodatkową zaletą transferu na cyklu naturalnym będzie niewątpliwie fakt iż moja Żona nie będzie faszerowana ponownie hormonami a co za tym idzie jej nastrój i samopoczucie powinno być lepsze. W internecie można też znaleźć sporo historii osób które po wielu nieudanych transferach na cyklu sztucznym odnosiły sukcesy właśnie na transferze na cyklu naturalnym. Zobaczymy jak będzie w naszym przypadku..
Razem ze zmianą metody przygotowania do transferu mrozaczków, zmieniliśmy też lekarza prowadzącego. Do naszego pierwszego lekarza straciliśmy zaufanie po tym jak błędnie określił w USG grubość endometrium mojej Żony. Cały czas się zresztą zastanawiamy teraz, jakie endometrium było w trakcie pierwszego transferu zarodka, które zakończyło się niepowodzeniem. Czy wtedy przypadkiem też lekarz nie popełnił błędu w pomiarze? Nigdy się już tego nie dowiemy...
W trakcie dzisiejszej wizyty, lekarz ocenił, że endometrium ma grubość 6,8 mm, a pęcherzy grafa ma 16 mm. Lekarz stwierdził, że owulacja powinna nastąpić w niedzielę lub w poniedziałek. Niestety Invicta nie pracuje w tym terminie z uwagi na święto 1 maja, a co za tym idzie zapisaliśmy się na kolejną wizytę we wtorek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz