Druga weryfikacja przypadła na dzień pierwszych urodzin naszego synka.
W noc poprzedzającą mojej żonie śniło się, że transfer się udał i była w ciąży. Miała też dwa skurcze, które ją wybudziły ze snu. Rano jednak dwa testy ciążowe strumieniowe pokazały jedną kreskę... Dzień pierwszych urodzin naszego synka nie zaczął się dla nas najlepiej.
W noc poprzedzającą mojej żonie śniło się, że transfer się udał i była w ciąży. Miała też dwa skurcze, które ją wybudziły ze snu. Rano jednak dwa testy ciążowe strumieniowe pokazały jedną kreskę... Dzień pierwszych urodzin naszego synka nie zaczął się dla nas najlepiej.
W kiepskich humorach pojechaliśmy na pobranie krwi do Wejherowa, gdyż transfer przypadł na początek naszych wakacji nad morzem.
Pielęgniarka pobierająca krew stwierdziła, że pobierze krew tak aby beta była dodatnia. Strasznie nas to rozbawiło, mimo że nie wierzyliśmy w magiczną moc.
Ku naszemu kompletnemu zaskoczeniu wyniki, które mieliśmy o 15 były następujące:
- Estradiol- 928 pg/ml
- Progesteron - 102 ng/ml
- BETA HCG - 70,17mIU/ml
Od razu przesłaliśmy plik z wynikami do naszej kliniki w Gdańsku aby możliwe było skorzystanie z drugiej weryfikacji. W mailu poinformowaliśmy personel, że może być z nami utrudniony kontakt z uwagi na brak zasięgu i podaliśmy alternatywne numery telefonów. Zadzwoniliśmy też na infolinię aby upewnić się, że w karcie żony są nowe numery telefonów.
Na telefon od lekarza, który miał być o 19:45 się jednak nie doczekaliśmy... Zadzwoniliśmy ponownie na infolinię, gdzie usłyszeliśmy że w karcie jest adnotacja - " wynik prawidłowy, leczenie bez zmian". Czy naprawdę za to płaci się te niemałe pieniądze?!?!
Moja żona nie próbowała nawet ukrywać swojej złości i poprosiła kosultantkę o interwencję. Czuła się bowiem fatalnie i miała różne dolegliwości z uwagi na bardzo wysoki progesteron. Do tego nie miała wystarczającego zapasu leku prolutex aby kontynuować zastrzyki dwa razy dziennie przez kolejne dni. Lekarka o recepcie też nie raczyła pomyśleć... Ręce opadają... Zostawiliśmy tyle kasy i tak nas traktują... Wątpiliśmy też w konieczność dalszego dwukrotnego robienia tych bolesnych i kosztownych zastrzyków przy tak wysokim poziomie progesteronu...
Interwencja nie przyniosła jednak rezultatu bo lekarki już w pracy nie było.
Konsultantka przeprosiła nas za zaistniałą sytuację i umówiła poranną konsultację telefoniczną z lekarzem z Warszawy.
Lekarz potwierdził nasze przypuszczenia, że tak wysoki progesteron nie jest potrzebny i może negatywnie wpływać na samopoczucie mojej żony i zalecił wykonywanie od teraz tylko jednego zastrzyku z prolutex...
Jak wszystko pójdzie tak dalej to przypuszczalnie był to już nasz ostatni transfer mrożonego zarodka. Pozostanie dylemat co zrobić z pozostałymi zamrożonymi zarodkami.... W sumie to żałuję, że w naszym kraju nie są legalne surogatki ...
Dzień który tak kiepsko zaczęliśmy, skończyliśmy w zdecydowanie lepszych nastrojach!
Na telefon od lekarza, który miał być o 19:45 się jednak nie doczekaliśmy... Zadzwoniliśmy ponownie na infolinię, gdzie usłyszeliśmy że w karcie jest adnotacja - " wynik prawidłowy, leczenie bez zmian". Czy naprawdę za to płaci się te niemałe pieniądze?!?!
Moja żona nie próbowała nawet ukrywać swojej złości i poprosiła kosultantkę o interwencję. Czuła się bowiem fatalnie i miała różne dolegliwości z uwagi na bardzo wysoki progesteron. Do tego nie miała wystarczającego zapasu leku prolutex aby kontynuować zastrzyki dwa razy dziennie przez kolejne dni. Lekarka o recepcie też nie raczyła pomyśleć... Ręce opadają... Zostawiliśmy tyle kasy i tak nas traktują... Wątpiliśmy też w konieczność dalszego dwukrotnego robienia tych bolesnych i kosztownych zastrzyków przy tak wysokim poziomie progesteronu...
Interwencja nie przyniosła jednak rezultatu bo lekarki już w pracy nie było.
Konsultantka przeprosiła nas za zaistniałą sytuację i umówiła poranną konsultację telefoniczną z lekarzem z Warszawy.
Lekarz potwierdził nasze przypuszczenia, że tak wysoki progesteron nie jest potrzebny i może negatywnie wpływać na samopoczucie mojej żony i zalecił wykonywanie od teraz tylko jednego zastrzyku z prolutex...
Jak wszystko pójdzie tak dalej to przypuszczalnie był to już nasz ostatni transfer mrożonego zarodka. Pozostanie dylemat co zrobić z pozostałymi zamrożonymi zarodkami.... W sumie to żałuję, że w naszym kraju nie są legalne surogatki ...
Dzień który tak kiepsko zaczęliśmy, skończyliśmy w zdecydowanie lepszych nastrojach!
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńCzy Pana żona już się wypróżniła? Jeśli nie to polecam czopek glicerynowy, a nawet dwa. Na pewno nie zaszkodzi w ciąży. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWystarczająca była redukcja zastrzyków z prolutexu. Poziom progesteronu był zdecydowanie za duży. Dziękuję
UsuńWitam serdecznie,
UsuńZarodki mozna oddać do adopcji prenatalnej:)
Jasne, o ile się ich nie planuje wykorzystać... Z oddaniem do adopcji pewnie poczekamy. Poza tym obecnie mamy już tylko dwa zdrowe zamrożone zarodki. Reszta to nosiciele o niepewnym statusie tj takim ze w istocie mogą byc chore.
UsuńWątpie aby klinika odwazyla się oddać te zarodki komuś do adopcji
Pozdrawiam